poniedziałek, 27 sierpnia 2018

Haul - Zakupowe szaleństwo sierpień 2018

Haul - Zakupowe szaleństwo sierpień 2018
Za każdym denkiem zarzekam się, że nie będę już tyle nowych rzeczy kupować... jak widać nie wychodzi mi to ani trochę, choć przyznam, że kupuję coraz mądrzej i nie nabywam kolejnych produktów z tej samej kategorii, jeśli mam jeszcze jakiś nieotwarty w zapasie. Hmmm nie dotyczy maseczek w płachcie, bo te kupuje w dużych ilościach :) Ale jak widać tym razem nie skorzystałam z promocji 2+2 w Rossmann :)

Całość prezentuje się tak:

Maseczki It's Skin kupiłam w sklepie marki we Wrocławiu w galerii Wroclavia, która jest połączona z dworcem autobusowym, więc często tam zaglądam ;)


Zakupy z Hebe: poszłam po moje ulubione maseczki Skin79 Seoul Girls's a kupiłam jeszcze maseczki Dermaglin i tusz Essence bo była promocja, nowy dla mnie BB Cream od Skin79, bo tak :D I coś na odwieczny problem moich ud - o tej serii od Soraya słyszałam dobre opinie, zobaczymy jak się sprawdzi u mnie.


Kolej na zakupy z ebay tutaj standardowo plastry na pryszcze Nexcare, plastry na pryszcze Cosrx, i słynna maskara przedłużająca rzęsy o kilka - kilkanaście centymetrów... bawiłam się nią dopiero raz :)

Biedronka czyli jak zwykle człowiek idzie po chleb, a wychodzi z dezodorantem Nivea (bo taniej niż w Rossmann) i płatkami kosmetycznymi, bo je lubię, a akurat była promocja.


Lush, Apteka lokalna, PSB Mrówka - Maska Mask of Magnaminty to moja miłość. Musiałam poprosić koleżankę ze Słowenii żeby jadąc do Polski mi ją przywiozła, bo to jest żart, że jeszcze nie ma u nas Lush. W aptece kupiłam Gdanskin olejek do mycia od Ziaja, a z marketu budowlanego wyszłam z myjką do mycia za 2,90 zł.


Wizaz.pl i testowanie - w tym miesiącu załapałam się do dwóch testowań - Lancome Teint Idole Ultra Wear w kolorze 03 (tubka) i 08 (pojemnik zakręcany), a drugi test to pełnowymiarowe opakowanie podkładu Rimmel Match Perfection 081 (o ile dobrze mi wiadomo jest to nowa formuła?)


Jak na moje umiejętności to muszę się przyznać, że ograniczenie zakupów nawet mi wyszło, ponieważ nie kupiłam aż tyle co zwykle, a do tego uskuteczniam wykańczanie otwartych produktów i nie otwieram nowych o takim samym przeznaczeniu dopóki czegoś nie wykończę najpierw.
Co was najbardziej ciekawi? 

czwartek, 16 sierpnia 2018

Recenzja - Duft&Doft zestaw mini kremów do rąk

Recenzja - Duft&Doft zestaw mini kremów do rąk
Bierzecie czasem udział w akcjach testowania produktów? Ja tak i to dość często :) Dzięki temu można poznać nowe produkty, albo sprawdzić na miniaturze produkt, który chce się kupić czy na pewno nam pasuje. Tym razem przedstawiam wam kosmetyki z akcji testowania portalu Ambasadorka Kosmetyczna. Są to: zestaw mini kremów do rąk marki Duft and Doft oraz maseczka w płachcie Pink Milk Mask tej samej firmy.


Opis producenta:
Krem do rąk Stockholm Rose Duft & Doft zapewnia głębokie nawilżenie, które zmiękczy nawet najbardziej suchą skórę. Krem pozostawi ją elastyczną o cudownym zapachu. Łagodzący olej z pestek moreli i odprężający aloes wypielęgnuję skórę do granic możliwości. Jego formuła zawiera olej arganowy, olej z pestek moreli, kolagen, kwas hialuronowy i ceramidy. Preparat nie zawiera parabenów, benzofenonów, syntetycznych barwników, środków powierzchniowo czynnych, talku, trietanoloaminy.   

Krem do rąk Pink Breeze Duft & Doft nawilży i odżywi skórę doni. A zapach brzoskwini, moreli i piżmowej piwonii całkowicie Cię uwiedzie. Krem wzbogacony masłem Shea i witaminą E. Wyjątkowa formuła chroni dłonie, pozostawiając je miękkimi i delikatnymi. W cudowny zapach sprawi, że wrócisz po więcej. Receptura kosmetyku zawiera masło shea, witaminę E, kolagen, kwas hialuronowy.   


Krem do rąk Sophy Soapy Duft & Doft nawilży i odżywi skórę doni. A zapach zimowych orchidei i herbacianych róż całkowicie Cię uwiedzie. Krem wzbogacony masłem Shea i witaminą E. Wyjątkowa formuła chroni dłonie, pozostawiając je miękkimi i delikatnymi. W cudowny zapach sprawi, że wrócisz po więcej. Receptura kosmetyku zawiera masło shea, witaminę E, kolagen, kwas hialuronowy. Preparat nie zawiera parabenów, benzofenonów, syntetycznych barwników, środków powierzchniowo czynnych, talku, trietanoloaminy.   

Krem do rąk Sugar Delight Duft & Doft nawilży i odżywi skórę doni. Krem wzbogacony masłem Shea, witaminą E, kolagenem i kwasem hialuronowym. Wyjątkowa formuła chroni dłonie, pozostawiając je miękkimi i delikatnymi. A cudowny zapach sprawi, że wrócisz po więcej. Jego receptura jest wolna od parabenów, benzofenonów, syntetycznych barwników, środków powierzchniowo-czynnych, talku czy trietanoloaminy.


BONUS
Nowa maseczka Pink Milk Mask firmy Duft & Doft posiada właściwości rozjaśniające, przeciwzmarszczkowe i tonizujące dla zmęczonej cery. Napełniona ekstraktem z perłowych protein mlecznych, maska przylega do konturów twarzy, zapewniając wyjątkowo wygodne dopasowanie (bez poślizgu!), Jednocześnie odżywiając skórę dzięki specjalnym odżywkom o różowej esencji (27 ml na arkusz). Nr 1 jako najlepsza maska w Korei. Testowana dermatologicznie.


Moja opinia:
Kremy do rąk zamknięte są w metalowej puszce, która jest po prostu urocza, ale też praktyczna. Na pewno ją do czegoś wykorzystam. Pojemność 10 ml jest w sam raz, aby sprawdzić czy krem nam pasuje, ale też zmieści się w każdej torebce, a nawet w kieszeni. Mi ta pojemność naprawdę odpowiada.

Najważniejsze jest jednak działanie. Jak dla mnie kremy różnią się tylko zapachem. Faktycznie różnią się składem i substancjami aktywnymi, ale wszystkie działają tak samo dobrze! Każdy z kremów jest też super wydajny.


Ilość na zdjęciu wystarczy wam na całe dłonie. Dlatego nawet jeśli opakowanie ma 10 ml to i tak ten krem wystarczy na długo. Mam je od około miesiąca i żaden jeszcze nie zaczął się kończyć mimo regularnego używania.

Na moją opinię może wpływać też fakt, że używam wszystkich tych kremów na raz. Raz chwycę różany, potem cukrowy itd. To także mogło zmiksować efekt. Ale fakt faktem każdy z tych kremów nawilża, odżywia, pozostawia dłonie gładkie i przyjemne w dotyku. Na rękach zostaje delikatna warstewka, ale jest to jakby satynowa warstewka ochronna. Nie jest śliska, nie jest lepka. Naprawdę jest czymś przyjemnym i pożytecznym.

Nawet jak umyjemy ręce to działanie kremu nadal będzie odczuwalne. I to każdego z tych 4. Nie widzę osobiście różnicy między ich działaniem i wszystkie są tak samo dobre dla moich dłoni. Ale jeśli chodzi o zapach to najbardziej podoba mi się Sztokholm Rose. Można wyczuć w nim woń róży. Reszta zapachów jest zdecydowanie mocniejsza i bardziej słodka. Powiedziałabym nawet, że są to perfumowane kremy do rąk, ale z drugiej strony zapach mimo, że jest długo wyczuwalny to nie jest bardzo intensywny i męczący.

Aplikowałam każdy z kremów też na łokcie i kolana, ponieważ mam na nich bardzo suchą skórę. Także zadziałały odżywczo i nawilżająco, a skóra w dotyku jest lepsza i ma ładniejszy wygląd.


Maseczka w płachcie Pink Milk Mask zaskoczyła mnie swoim działaniem. Zanim jej użyłam widziałam, że ma bardzo dobre opinie, więc byłam pozytywnie nastawiona. I się nie zawiodłam, ale... no właśnie nie jest idealna.

Maska ma jasno różowy kolor i jest nasączona emulsją. W opakowaniu wspomaga ją siateczkowa warstwa, którą trzeba zdjąć po założeniu maski. Maseczkę trzymałam 20 minut, bo na środku mi zaczęła podsychać, mimo że brzegi były super mokre.

Po zdjęciu maseczki jakieś 2-3 minuty wklepywałam emulsyjną esencję, ale cały czas było jej bardzo dużo i nie chciała wsiąkać w skórę. Niestety została lepka i nieprzyjemna warstwa, więc musiałam ją zmyć wodą. Mimo, że product zaleca tylko wmasować resztę esencji w skórę. Moim zdaniem to się nie uda, chyba że idziecie od razu po maseczce spać i nadmiar produktu oraz lepka warstwa wam nie przeszkadza.

Mimo, że zmyłam maseczkę wodą to efekt był świetny! Skóra wyraźnie rozjaśniona, nawilżona, odżywiona, miękka i gładka w dotyku. Jedyny minus jaki zauważyłam to rozpulchnione pory na policzkach przy nosie. Co ciekawe efekt utrzymywał się wiele godzin. A do tego produkcja sebum była zmniejszona. Dopiero na drugi dzień rano (nie nakładałam już żadnych kremów na noc) zauważyłam na nosie i czole trochę sebum, ale nie jakoś super dużą ilość.

Maseczka mnie nie zapchała, ani nie podrażniła. Gdyby nie te rozpulchnione pory, co nie bardzo mi się podobało była by idealna. Jednak na pewno jeszcze kupię tę maseczkę, bo zapewnia skórze dogłębną pielęgnację i nie wpływa niekorzystnie na stany zapalne.

Podsumowując i kremy do rąk, i maseczka się u mnie sprawdziły bardzo dobrze. Z kremów do rąk na pewno kupię różany, ponieważ najbardziej podoba mi się jego zapach. Maskę też kupię ponownie, a pewni i skuszę się na inne rodzaje :)

piątek, 10 sierpnia 2018

Recenzja - Biotaniqe węglowy micelarny żel oczyszczający

Recenzja - Biotaniqe węglowy micelarny żel oczyszczający
Biotniqe to dla mnie nowa marka, której przed zakupem żelu micelarnego z węglem nie znałam. Kupiłam ten żel, ponieważ akurat skończył mi się inny żel micelarny i chciałam spróbować czegoś nowego. Czy kupię go ponownie? Nie. Ale o tym przeczytacie dalej.


Opis producenta:
Żel Micelarny z Kuleczkami Węgla, dzięki innowacyjnej formule, błyskawicznie rozpuszcza makijaż i dogłębnie oczyszcza skórę z zanieczyszczeń i toksyn. Pozostawia świeżą, wygładzoną i idealnie czystą cerę. Aktywne Kuleczki Węgla niczym magnes przyciągają i usuwają zanieczyszczenia, wspomagając głęboki detoks skóry. Przyspieszają cykl odnowy naskórka poprzez usunięcie zrogowaciałych komórek. Odblokowują i ściągają pory.


Moja opinia:
Zacznijmy od tego, że producent poleca, aby żel wycisnąć na wacik i tak umyć twarz... bez spłukiwania. I tu zacznę wzdychać, bo mimo wszystko zalecane jest, aby micele spłukać, ponieważ mają substancje myjące, które pozostawione na skórze mogą podrażniać. Dlatego ja żel ten (zwłaszcza, że ma pompkę) po prostu nakładam na twarz, masuję około minuty i spłukuję wodą.

Żel nakłada się na skórę naprawdę dobrze. Jest gęsty, ale łatwo się go aplikuje przy czym nie spływa. Kuleczki węgla są lekko odczuwalne i bardzo szybko się rozpuszczają. Po umyciu twarzy w ten sposób spłukuję resztki żelu wodą. I teraz pora na opisanie efektów.


Nie jest to żel do zmywania wierzchniej warstwy makijażu. Chyba, że lubicie myć twarz ze 3 razy jednym produktem. Używam go do domycia resztek, po wcześniejszym umyciu twarzy olejkiem czy chusteczką do demakijażu. Ale kiedy mam gołą cerę, czyli rano po przebudzeniu się albo wciągu dnia przed zrobieniem jakiejś maseczki. Do przemycia twarzy czy domycia resztek się sprawdza.

Niestety mimo, że faktycznie łagodnie oczyszcza i nie powoduje szczypania oczu to nie robi nic więcej. A do tego mnie przesusza. Na pewno nie usuwa zrogowaciałych komórek czego dowodem jest zrobienie peelingu gommage, gdzie wyczuwam mnóstwo martwych skórek mimo używania tego żelu. Nie odblokowuje porów i nie ściąga ich. Są takie jak były. No może po prostu nie mają nowych zabrudzeń, ale stare są nie wyciągnięte.


Samo opakowanie jest funkcjonalne. Pompka się nie zacina i nie wypluwa produktu wszędzie i nigdzie tylko wprost na rękę. Opakowanie się jednak szybko brudzi, zwłaszcza gdy stoi na umywalce, w której zmywamy maseczki ;)

Podsumowując jest to żel micelarny do mycia twarzy, a nie do demakijażu. Nie spełnia też połowy obietnic producenta. A do tego mnie przesusza. Nie kupię go ponownie. Dostępność np. Rossmann cena regularna  14,99 pln.

środa, 8 sierpnia 2018

Jak pozbyć się trządziku w 5 dni? Czy to działa?

Jak pozbyć się trządziku w 5 dni? Czy to działa?
Każda osoba, która ma problem z trądzikiem lub chociaż pojawiającymi się od czasu do czasu z powodu złej diety, hormonów czy naruszenia bariery ochronnej skóry krostami na pewno szukała sposobu na szybkie pozbycie się krost.

Uwaga w teście niżej pojawią się zdjęcia, które mogą sprawić wam przykrość, być nieestetyczne, odrzucić od jedzenia czy będziecie chcieli zapomnieć o tym widoku. Jeśli nie jesteście wrażliwi na widok krost to ok, ale jeśli nie możecie na nie patrzeć to sugeruję nie przechodzić do końcowej części wpisu.


Na youtube można znaleźć kilkadziesiąt filmików o "Najmocniejszej masce świata", o "Indian clay mask" o sposobach na pozbycie się trądziku w 5 dni... wszystkie one (przynajmniej te które ja oglądałam) opierają się o jeden produkt... glinkę bentonitową wapienną wymieszaną z octem jabłkowym. Glinkę bentonitową można znaleźć w wielu gotowych maseczkach np. Lush Mask of Magnaminty. Jednak dlaczego bentonit z octem jabłkowym działa na tyle dobrze, że powstają o nim setki filmików? I czy w ogóle działa.


Do 5 dniowego testu przystąpiłam z wątpliwościami, bo po pierwsze 5 dni z rzędu trzeba nakładać na twarz bentonit z octem jabłkowym, a mnie ta mieszanka podrażnia. Po około 10 minutach moja twarz w miejscu nałożenia maseczki robi się czerwona. Ale podrażnienie schodzi w ciągu pół godziny i byłam świadoma, że się pojawi, dlatego po maseczce aplikowałam żel aloesowy. Jeśli chcecie spróbować maseczki bentonitowej zróbcie najpierw próbę na ręce i sprawdźcie ile czasu możecie ją trzymać i czy w ogóle. Druga wątpliwość to działania. Niby to najsilniejsza maseczka na świecie, ale czy zadziała?

W lipcu moja cera przeżyła jakiś rodzaj apokalipsy i nadal nie wiem od czego. Nie zmieniałam radykalnie diety, nie jadłam fast foodów (Low fodmap pozdrawiam serdecznie), nie testowałam nowych produktów, nie siedziałam dużo na słońcu, nie miałam wahań hormonalnych (oprócz standardowego cyklu miesięcznego). Niestety nie jestem w stanie powiedzieć dlaczego moja cera nagle oszalała i wyglądała jak widzicie na zdjęciach.

Efekty - czy to działa?

Zdjęcia z pierwszego dnia, abyście mogli zobaczyć co mi się działo na czole. Zdjęcia były robione w środę.

Kolejne zdjęcia były robione po 4 dniach w sobotę wieczorem.


Widać różnicę? Moim zdaniem nie. Naprawdę nie widziałam różnicy w wyglądzie krost, a jeśli coś się zagoiło to dlatego, że i tak już się goiło. A do tego na lewej stronie czoła wyskoczyły mi nowe krostki.

5 dnia dałam sobie spokój i zrobiłam maseczkę w płachcie od A'pieu, bo nie widziałam sensu babrać się w bentonicie dalej.

Podsumowując w 5 dni na pewno nie usunie się trądziku, bo ma on wiele różnych podłoży u różnych osób i nie ma środka uniwersalnego, który by wyleczył każdy typ. Ale na pewno w 5 dni istnieje możliwość zmniejszenia krost i wygojenia niektórych. Z tym, że u mnie bentonit z octem jabłkowym tego nie dokonał.

Każdy ma inną cerę, inne krosty, inne podłoże wyprysków, więc każdy musi sprawdzić na sobie różne metody. To, że u mnie nie działa nie oznacza, że i u was nie przyniesie efektów. Ocet, którego używałam do mieszania to Kamis ocet jabłkowy, mieszany w proporcji 1:1 z wodą.




sobota, 4 sierpnia 2018

Jak uporządkować kosmetyki?

Jak uporządkować kosmetyki?
Nie każdy lubi robić porządki, ale czasem warto. Choćby, aby sprawdzić co nam zalega w kosmetycznych zapasa. Muszę się przyznać, że mam kosmetyki porozstawiane po całym domu. W sypialni stoi większość, w łazience, w garderobie i ... w jadalni. Ale i tak mimo tego chaotycznego postępowania wiem co i gdzie mam, oraz kosmetyki posegregowane są według kategorii użytkowej.


Jak utrzymać porządek?
Przede wszystkim ważne jest, aby podzielić sobie kosmetyki wedle ich funkcji. Bardzo przydatne są też pudła i kartony, w których można je przechowywać razem. Zwłaszcza jeśli ma się ich kilkadziesiąt z każdego rodzaju i ja tu nawet nie żartuję :) Co innego jeśli macie do 20 sztuk kosmetyków. Tutaj na pewno sobie poradzicie bez problemu z ich uporządkowaniem.

Osobiście mam osobny karton na wszystko :) Jeden karton na denko, inny karton na nowe zakupy lub wrzucenie karteczki co kupiłam, żeby potem do zdjęcia nie zapomnieć. A także osobny karton na kartki i opakowania produktów, które chce zrecenzować.

Mało tego same puste kartonowe opakowania produktów, które chce zrecenzować, ale ich używam i już dawno je wyjęłam z oryginalnego kartonika też przechowuję w osobnej torbie. Także produkty do testów trzymam w ich oryginalnych kartonach do czasu aż nie zacznę używać. Na toaletce mam też mały karton z produktami do zdenkowania, bo zostało mi ich mało i po prostu muszę raz a porządnie ich użyć.

Zapasy kosmetyczne trzymam podzielone na dwa kartony: nieotwarte i próbki oraz produkty travel size. Maseczki w płachcie trzymam w sumie w torbie z Sephora, bo pasuje mi wielkością, a maseczki zmywalne w saszetkach w małej kosmetyczce.


Kosmetyki zawsze pod ręką

Swoje zapasy, kosmetyki do testów, maseczki, produkty nowe, czy nawet denko i do recenzji trzymam w sypialni, bo po prostu mam na to miejsce oraz wolne półki. Jakoś mi się te kartony między książkami mieszczą. Ale to nie wszystko. Mam tu także toaletkę, na której trzymam kosmetyki do pielęgnacji twarzy, maseczki, peelingi itd. Na osobnej półce w regale mam duże maski, lakiery do paznokci, czy produkty do ciała i perfumy.

Cała gama produktów do mycia mieści się w łazience. Oczywiście do mycia twarzy, ciała i włosów. A do tego niektóre balsamy do ciała czy maski do twarzy też tam przechowuje. We wspomnianej jadalni mam najlepsze światło do makijażu, więc w jednym wielkim i zamykanym pudle trzymam pędzle i kosmetyki do makijażu. Pudło jest zamykane i stoi na parapecie, więc spokojnie nie widać co w nim jest, a po drugie nie ma kontaktu z jedzeniem :)

Z kolei w garderobie trzymam dezodoranty i antyperspiranty, ponieważ skoro się przebieram w tym pomieszczeniu to najpraktyczniej jest mi używać ich w garderobie właśnie.

Faktycznie mam kosmetyki porozrzucane po całym domu, ale dla mnie jest to akurat praktyczne, bo stoją według miejsca ich użytkowania. Nie maluję się w łazience, bo jest ciemna i mam sztuczne światło, więc makijaż trzymam w pomieszczeniu, gdzie mogę go zrobić przy świetle jakie mi pasuje ;) Także dla mnie ma to sens i póki co działa, ale muszę się zaopatrzyć w więcej zakrywanych pudeł ;)

środa, 1 sierpnia 2018

Denko - lipiec 2018

Denko - lipiec 2018
W lipcu denkowanie poszło mi nieźle. Zużyłam kilka rzeczy, które mnie już męczyły w używaniu, ale też przetestowałam nowe maseczki w płachcie które okazały się być niezłe. Ogółem na zdjęciu wszystkiego razem widzie 24 produkty, ale zużyłam jeszcze krem pod oczy Mizon oraz szarą maseczkę z serii Seoul Girl's i 2 saszetki szamponu x 2 saszetki odżywki, których zdjęć nie mam, bo zużyłam je podczas wyjazdu i wyrzuciłam na miejscu. Zatem ogólnie zdenkowałam 30 rzeczy :)

Zdjęcie ogólne całego denka lipiec 2018


Maseczki do twarzy - płachty, saszetki, mini produkty


 -It's skin power 10 formula - Ve i Vb - obie są genialne! Zielona Vb jest świetna do cery mieszanej, z rozszerzonymi porami, bo pozostawia cerę gładką, pory ściągnięte, ale i nawilża. Różowa Ve bardzo dobrze odżywia i nawilża cerę, nawet na drugi dzień po zrobieniu maseczki czułam, że moja cera jest gładka, miękka, przyjemna w dotyku i odżywiona. Polecam obie!
-Mangosteen - to maseczka kupiona w Biedronce. Dobrze leży na twarzy, ma ładny zapach, szybko się wchłania, nawilża i rozjaśnia przebarwienia bardzo delikatnie, ale tak szybko jak się wchłania tak szybko znika nawilżenie, które daje.
-A'pieu Vitamin C 80 mask kit - maseczkę trzeba sobie zmieszać, ale jest to łatwe. Za to esencji jest bardzo dużo i zostaje w opakowaniu. Maska pachnie witaminą C. Szybko się wchłania, natychmiast rozjaśnia cerę, ale nie przebarwienia, za to świetnie nawilża.
-A'pieu Sweet Canola honey house mask - bardzo dużo esencji, którą przelałam do słoiczka i wykorzystałam kolejnego dnia. Maseczka pachnie miodem i czuć jego działanie, bo genialnie nawilża, daje efekt takiej plump skin (napompowanej?), poprawia wygląd twarzy natychmiast. Poprawia wygląd krostek, zmniejsza ich zaczerwienienie i nie powoduje wysypu nowych. Świetna maska do cery odwodnionej i trądzikowej. Polecam!
-Super Vegitoks mask Byvibes Wonder Bath- Maska jest dwuetapowa. 1 żel bąbelkujący, który ma oczyszczać cerę i ten jest genialny! Można go kupić osobno. 2 maseczka w płachcie - pachnie tą rośliną anginką, bardzo długo się wchłania i pozostawia lepką warstwę. Rozjaśnia cerę, ale nie przebarwienia. Zwęża pory i nawilża. Ale z tego packu wolę żel.
-Glamglow Thirstymud- recenzja http://swiat-panny-n.blogspot.com/2018/02/maseczki-glamglow-czy-sa-warte-swojej.html
-AA maseczka bąbelkująca zółta - faktycznie bąbelkuje i dobrze oczyszcza cerę, ale nic więcej nie robi.
-Marion maseczka marchewkowa - preferuję ją na noc, bo zostawia warstewkę, ale świetnie nawilża i nie zapycha.

Produkty do pielęgnacji cery i jamy ustnej


-BeBeauty chusteczki do demakijażu - dla mnie te chusteczki są najlepsze w swojej kategorii cenowej. Polecam.
-Isana plastry na pryszcze - nie robią nic, więc po prostu kleiłam je na plastry Nexcare, aby tamte mi nie spadały, bo nie raz mają słaby "klej".
-Colgate Herbal - smak pasty jest tak słodki, że po prostu nie. Pasta jak pasta - myje zęby i nie podrażnia dziąseł, ale działania ziół nie odczułam.
-BeBeauty waciki kosmetyczne - uwielbiam, bo są tanie i się nie rozwarstwiają.
-Tołpa Estetic demakijaż ekspresowy żel do mycia twarzy - recenzja http://swiat-panny-n.blogspot.com/2018/07/recenzja-topaestetic-demakijaz.html

Kosmetyki do ciała i do włosów


-Marc Anthony odżywka do włosów z olejkiem makadamia - recenzja http://swiat-panny-n.blogspot.com/2018/07/recenzja-marc-anthony-odzywka-do-wosow.html
-Fa Divine Moments - to jest po prostu dezodorant, który daje ładny zapach. Polecam jeśli używanie Etiaxil, Antidral czy innego blokera albo nie pocicie się wcale. W innym wypadku? Nie.
-Eveline cosmetics krem do depilacji 3 minuty - najlepszy krem do depilacji jaki miałam i naprawdę działa w 3 minuty i to na grube, czarne włoski, a do tego zero podrażnień. Polecam!
-Isana peeling pod prysznic - bardziej adekwatna nazwa do żel masujący pod prysznic. Myje, wygładza, ale drobinki są tak delikatne, że nie nazwałabym go peelingiem.
-Isana Kuba żel pod prysznic- tak dobrze widzicie to zeszłoroczna limitka, którą otworzyłam dopiero niedawno, bo takie mam zapasy żeli. Ładnie pachnie, dobrze się pieni, była tania. Polecam żele Isana.
-Skarpetki złuszczające Marion - zanim zabrałam się za użycie wyszedł im termin, więc je wyrzucam.
-Syoss Salon Plex farba do włosów -jedyna farba, która jest w stanie ufarbować moje odrosty na brąz.
-Amaderm krem - to jest krem w miarę uniwersalny, ma nawilżać i w składzie ma mocznik. Używałam go do rąk, kolan, łokci, a nawet stóp. Jest dobry, polecam.
-Daeng Gi Meo Ri Vitalizing treatment - z cyklu testuje koreańskie produkty do włosów. Ta kuracja wywarła na mnie pozytywne pierwsze wrażenie. Ale mam jeszcze pare saszetek do przetestowania.

Podsumowując uważam to denko za udane. Do maseczek od It's Skin i A'pieu na pewno wrócę, bo są świetne. Zdążyłam już kupić kolejną tubkę tego kremu do Eveline. Płatki i chusteczki od BeBeauty też są moim stałym punktem kosmetyczki. Z innymi produktami żegnam się bez żalu. Mam zamiar trochę bardziej wsiąknąć w temat koreańskich i japońskich produktów do włosów, dlatego już mam kilka miniaturek kupionych, a w planach zakup dwóch - trzech produktów pełnowymiarowych.

A jak tam wasze denka?


Copyright © 2016 N. o kosmetykach , Blogger