sobota, 29 listopada 2014

Recenzja - Garnier Czyta skóra żel oczyszczający

Recenzja - Garnier Czyta skóra żel oczyszczający
Uwielbiam wszelkiego rodzaju żele, pianki, peelingi do oczyszczania twarzy. A najlepiej takie, żeby były wielofunkcyjne. Powiem wam, że Garnier Czysta Skóra żel oczyszczający nawet się spisał.



Obietnice producenta:


Moja opinia:

Żel do wszystkiego. Zmywałam nim nawet makijaż, a potem myłam twarz jeszcze raz i była czyściutka! Ba nawet pare razy użyłam go jako mydła do rąk :D

Plusy:
  • dobrze oczyszczał skórę
  • konsystencja
  • opakowanie z pompką
  • wydajność
  • nie do końca wiem czy to jego sprawka, ale cera się uspokoiła


Minusy:
  • wysuszał i ściągał cerę
  • porów nie odblokował ahahaha
  • nie regulował świecenia się ani trochę
  • zapach zbyt intensywny jak dla mnie
Podsumowując nie jest to zły żel, a nawet bardzo dobry do mocnego oczyszczania twarzy, ale jego działanie nieco mija się z obietnicami producenta.


niedziela, 9 listopada 2014

Recenzja - Endocare Day Defence koloryzujący krem na dzień.

Recenzja - Endocare Day Defence koloryzujący krem na dzień.
Są takie produkty, które od razu przypadają nam do gustu, są też takie do których podchodzimy 7 raz i już mamy zamiar rezygnować, a jeszcze innym razem wystarczy zmienić swoje nawyki, aby zobaczyć, że coś się sprawdza idealnie. Po pierwszym spotkaniu z Endocare Day Defence nie byłam zachwycona, ale już za drugim razem zmieniłam zdanie. Dlaczego?


O tym czym jest krem koloryzujący Endocare Day Defence możecie przeczytać w tym poście - > http://swiat-panny-n.blogspot.com/2014/03/testuje-endocare-day-defence.html

lub na stronie internetowej marki -> http://endocareline.pl/pl/

Moja opinia:

Mam cerę mieszaną - klasycznie tłusta strefa T i suche (czasami bardzo) policzki, dlatego trudno jest mi znaleźć podkład idealny, który nie świecił by się po 2 godzinach na nosie lub nie wysuszał policzków kosztem utrzymania matu. Dlatego też bardzo ucieszyła mnie możliwość przetestowania kremu koloryzującego ze śluzem ślimaka (tak tak jest takie składnik!). Po pierwsze moja cera go bardzo lubi, a po drugie ma świetne właściwości nawilżające. A do tego kolor? Coś świetnego!


Na początku wydawało mi się, że krem jest za ciemny, ale po roztarciu i odczekaniu chwili świetnie dopasowuje się do cery (tudzież do ręki na zdjęciu poniżej).



Plusy:
-skład! Zdecydowanie lubię wyciąg ze śluzu ślimaka, a do tego skład jest tak dobrze dobrany, że mimo codziennego stosowania kremu nic mnie nie zapchało
-opakowanie - z dziubka wylewa się tyle ile chcemy, a do tego to higieniczne, bo nie musimy nigdzie paluchów pchać, łatwo też dziubek wytrzeć. Choć plastik jest twardy to łatwo dozować krem. Nie wiem jak będzie jak dobije denka...
-wydajność bardzo dobra... wystarczą trzy małe krople, aby pokryć całą twarz
-dopasowanie koloru idealne 
-nawilżenie skóry optymalne - zero wysuszonej skóry, zero odstających skórek, zero ściągniętych policzków i skóry pod oczami
-cera faktycznie jest w bardzo dobrym stanie (między innymi dlatego, że ten krem jej nie wysusza ani nie zapycha jak to inne kremy koloryzujące czy podkłady potrafią)
-pory faktycznie nie wyglądają jak kratery :)
-krem ładnie rozprowadza się na twarzy i wyrównuje koloryt, a do tego zakrywa czerwone plamy po krostkach czy też maskuje pory
-nie ściera się, nawet jak nos zaczyna się świecić to krem na nim jest - wystarczy przypudrować i nie widać zmian (uf)
-bardzo łatwo można go zmyć - wystarczy żel do mycia twarzy i już
-jeśli mamy jakiś większy problem na twarzy można doklepać paluszkiem drugą warstwę lub korektor


Minusy:
-miałam trudność z dopasowanie pudru wykończeniowego, bowiem krem nie chce ze wszystkim współpracować. Najlepiej sprawdza się w duecie z Bell - puder transparentny w kompakcie, albo My Secret puder transparentny w słoiczku -sypany
-po 2-3 godzinach muszę przypudrować nos, po 4-5 kolej na czoło
-trzeba ostrożnie dozować - lepiej użyć mniej kremu niż więcej
-niestety u mnie nie zredukował błyszczenia i wydzielania sebum
-dla niektórych minusem będzie cena 130 zł za 30 ml

Krem i inne produkty z tej serii można kupić w sklepie  http://kup.endocare.pl/

A teraz bonus:

Zdjęcie robione "kalkulatorem" :D Ale przynajmniej widać, że kolor ładnie stapia się ze skórą i że krem ma całkiem niezłe krycie jak na krem koloryzujący, a nie podkład. :)

sobota, 1 listopada 2014

Tour de The 1975

Tour de The 1975
O tym, że wypuszczam się w trasy za trasami koncertowymi ulubionych zespołów chyba każdy już wie :D Dwa tygodnie temu pojechałam razem z koleżankami do Warszawy, a potem z jedną z nich dalej do Pragi (czeskiej) i do Wiednia, po czym wróciłam z przygodami (wybuch gazu w kamienicy w Katowicach, opóźniony Polski Bus, zwiewający Polski Bus i kolejny Polski Bus) do domu.

Pierwszy przystanek Warszawa. Byłam w  tym mieście tylko w tym roku 3 razy... i ani razu nie udało mi się pozwiedzać nic więcej niż dworca autobusowego Młociny, metra, podziemnego przejścia w centrum i paru uliczek też w centrum miasta. Ale tym razem chociaż jakieś foty strzeliłam.



Oczywiście głównym celem wyjazdu był koncert  The 1975 w warszawskim Palladium. Nigdy więcej nie pójdę na żaden koncert w Polsce. Wchodzenie do Palladium to była rzeź. Ja nie wiem czy organizatorzy i ochrona nie zdawali sobie sprawy z tego co potrafią "zauroczone hot 13"? Wejście było jedno. Jakoś się udało mi przez nie tylko z obitymi żebrami przejść (nie żartuję), ale potem wejście na salę koncertową to już naprawdę bez przekleństw nie ma o czym pisać. Mordowania. A ochrona zamiast coś zrobić tylko stała i patrzyła lub wypychała w tłum co kończyło się na jeszcze większym ścisku i na tym, że laski przy drugim wejściu wyłamały drzwi. Serio. Jak już weszłam i stanęłam spokojnie to nagle poczułam jak fala ludzi mnie pcha w głąb. Gdybym nie wpadła na koleżankę, która też chciała wyjść to bym chyba tam została stratowana. Także serdeczne pozdrowienia dla Fort i Go Ahead. Nigdy więcej.

The 1975 - jak już przeszłam na sam koniec sali to koncert był mega :D Supportem był Pool ( o mamusiu ich perkusista ) A główna gwiazda też mi się bardzo podobała. Świetnie grają na żywo. W ogóle uwielbiam zespoły, które na żywo grają lepiej niż na płycie. Oni tacy są.





A na drugi dzień trzeba było wstać o 5 i jechać do Pragi. Wyjazd trochę nam zepsuł korek na autostradzie, ale w końcu trafiłyśmy do swoich apartamentów i pod klub. Tam kolejka stała tak spokojnie, że nawet nam się nie chciało przepychać do przodu. Po prostu kultura.

Praga - widok z uliczki, gdzie miałyśmy nocleg.


The 1975 wokalista w tej koszuli mi strasznie przypominał Briana Molko z Placebo :D


Upolowałam też autografy chłopaków z Pool. Co nie było trudne, bo wszyscy trzej siedzieli po koncercie w sklepiku.


A kolejnego dnia Wiedeń. Niestety tu już mi się w ogóle jakichkolwiek zdjęć zrobić nie udało. Oprócz samej hali gdzie był koncert. Nie wiem czemu, ale zawsze jak jadę do Wiednia na koncert to robią go w jakimś Creepy Place.


Ścisk w kolejce był, ale mimo wszystko nie miałam wrażenia, że zaraz umrę. Na koncercie stałyśmy w jakimś 6 rzędzie, ale byłam tak otoczona ludźmi, że nawet z kieszeni nie mogłam wyjąć telefonu ;/ Koncert oczywiście był mega! I Pool i The 1975 strasznie mi się podobali. Zwłaszcza jak pokazałyśmy serduszka z rąk do perkusisty Pool a on do nas pomachał hehe. Po koncercie oczywiście pogadałam sobie z chłopakami z Pool'a. Na do widzenia przytuliłam mojego ulubionego perkusistę i powiedział, że na pewno się zobaczymy kiedyś :D Urocze stworzenie. W każdym bądź wypadku oba zespoły grają świetnie i z pewnością jeszcze nie raz na oba pojadę. Ale nigdzie w Polsce.

Pool - autografy na epce. Taaaa taką krótką sukienkę miałam na koncert ;)



Liczyłam na to, że uda mi się wpaść do DM na zakupy, ale niestety nie było na to czasu, więc jedyne co przywiozłam to tunika, sweter i paskudne zapalenie wirusowe czegoś tam. Nawet do domu nie zdążyłam wrócić a już byłam chora.

A wy lubicie chodzić na koncerty?Jeździcie za jakimiś zespołami, artystami?

p.s. policzyłam, że tylko w tym roku wydałam 1946 złotych na same koncertowe bilety, ale ciiiiii :)
Copyright © 2016 N. o kosmetykach , Blogger