środa, 29 stycznia 2014

Włosowa aktualizacja - styczeń

Włosowa aktualizacja - styczeń
Tak wiem robię najgorsze zdjęcia świata. Przepraszam ;) Nie pamiętam kiedy ostatnio robiłam włosową aktualizację, ale chyba w wakacje... w każdym bądź razie w październiku zmieniłam kolory farb z blondów na brązy. I także w październiku byłam u fryzjerki, aby podciąć końcówki... takie tam 10 cm mi ścięła, żeby końce były ładne i gęste. Przyznam, że efekt był i włosy też się optycznie zgęściły.

Moje włosy stan na dziś:



Pielęgnacja:
Szampon Barwa brzozowy
Odżywka Timotei Jericho Rose Wymarzona Objętość
Avon, AT, serum na zniszczone końcówki

Włosy mi się wywijają, bo były zaczesane na szybko do tyłu i po prostu rosną ;) Zawsze jak odrastają to mi końce podwija natura. W sumie od podcięcia odrosły jakieś 5 cm. Ale zapuszczam dalej. Jeszcze troszeczkę. Wiem, że zbyt długie włosy to problem, ale tak z 7-10 cm by mi wystarczyło, a potem co 3 miesiące końcóweczki podcinać.

P.S. niestety w czasie, gdy mamy słońce pracuję, więc zdjęcia zrobione były dosłownie przed chwilą.

niedziela, 26 stycznia 2014

Recenzja - Kozie Mleko - maska do rąk i paznokci

Recenzja - Kozie Mleko - maska do rąk i paznokci
Na wstępie przepraszam, że zafundowałam Wam gimnastykę, ale najzwyczajniej na świecie jest coś nie tak ze zdjęciami. Obracam je, a one i tak się wgrywają bokiem :/ Ale chyba nie jest aż tak źle dzisiaj. W każdym bądź wypadku kupiłam Ziaja Kozie Mleko - maska do rąk i paznokci - odżywczo-wybielająca przypadkiem. Biorąc ją do ręki byłam przekonana, że to krem do twarzy dla mamy tylko w jakimś większym opakowaniu. Nie wiem jak to zrobiłam ;)


Opinia producenta:
Zapewnia optymalną liporegenerację, wyraźnie uelastycznia i zmiękcza naskórek. Wzmacnia paznokcie, zmniejsza ich skłonność do rozdwajania się i łamania. Poprawia koloryt skóry, rozjaśnia plamy i przebarwienia skórne. Zawiera kompleks składników koziego mleka, olej Canola (olej rzepakowy), masło Shea, witaminę F, prowitaminę B5, witaminę C, czynnik wybielający.

Substancje aktywne:
Witamina F, witamina C, prowitamina B5 (D-panthenol), olej Canola (rzepakowy), kompleks składników koziego mleka. 


Moja opinia:
Nie używam tego produktu jako maski, tak jak napisali na opakowaniu. Raczej jako kremu do rąk. Co 2-3 dni normalnie smaruję nią ręce i stopy. Nie zostawiam grubej warstwy, tylko po prostu wsmarowuje jak krem. Krem ma konsystencję takiej zwyczajnej maski. Nie jest mocno zbity, ale nie rzadki. Dobrze się nakłada i rozprowadza. Po wsmarowaniu w dłonie pozostawia taki silikonowy film. Dłonie są śliskie, ale się nie lepią. W sumie to nawet nie przeszkadza. Chyba, że mamy telefon dotykowy to można sobie zrobić piękne odciski palców :)

Od zawsze mam ciemniejszą skórę na kostkach i faktycznie teraz jest lekko rozjaśniona. Paznokcie ładnie nabłyszcza. Ogólnie dłonie momentalnie stają się gładkie, ale nie powiedziałabym, że nawilżone. Raczej są okryte tym śliskim filmem i dzięki temu nie są szorstkie i suche w dotyku. Plusem jest też to, że efekt trzyma się nawet po kilku myciach rąk! Dla mnie to duży plus.

A stopy? Efekt ten sam. Niestety skóra na piętach jak pozostawała twarda i szorstka tak pozostaje, ale przynajmniej stopy są przyjemne w dotyku po posmarowaniu tą maską.

Kolejna ciekawa sprawa to sprawka mojego taty. Nigdy nie patrzy na to jaki krem bierze. Nigdy! Ale niestety od paru lat boryka się z suchymi plackami skóry na karku. Od kiedy podbiera tę maskę do smarowania tych miejsc przestała mu się łuszczyć skóra! I nawet plamy są rozjaśnione. Nie wiem, których składników to zasługa, ale o dziwo maska do rąk i paznokci działa u taty lepiej niż kremy przepisane przez dermatologa. Aczkolwiek nie próbujcie tego w domu! 

wtorek, 21 stycznia 2014

Recenzja - Mizon Snail Repair BB Cream

Recenzja - Mizon Snail Repair BB Cream
 Jak już wiecie nie uznaję innych niż azjatyckie BB kremów. Wręcz wszystkie europejskie i amerykańskie klasyfikuję z miejsca jako buble i podróbki. Przy okazji zamawiania ślimakowego żelu kliknął mi się BB. Stwierdziłam, że warto mieć chociaż podstawowy komplet kosmetyków z tej samej serii, ponieważ wtedy będą działać lepiej i oddziaływanie jego po drugim wzmocni się. Dlatego dzisiaj będzie o Mizon Snail Repair BB Cream. Czy jest się czym zachwycać?


Obietnice producenta:
Krem BB zawierający 45% wyciągu ze śluzu koreańskiego ślimaka. Odżywia, ujednolica koloryt, chroni i leczy skórę. 

Moja opinia:
Cóż... na opakowaniu jest napisane, że zawiera aż 45% wyciągu ze śluzu ślimaka, ale mnie to nie rusza :) Jak dla mnie mogą tam być nawet posiekane dżdżownice, byle by działało. Jako BB działa dobrze. Bez super wow, ale się sprawdza. Ładnie ujednolica kolor cery. Czy chroni... bo oczywiście zawiera składniki dające nam ochronę przeciwsłoneczną na poziomie SPF 32/ PA ++ nie wiem. Nie byłam nigdzie na słonecznych wczasach z nim na twarzy. Jeśli chodzi o lecznicze właściwości: nie spowodował zapchania ani pogorszenia cery. Polepszenie jest, ale wydaje mi się, że to zasługa używania całej serii ślimaczych kosmetyków. BB Krem łatwo się rozprowadza na twarzy. Nie roluje się, nie robią się kolorowe placki, nie wchodzi w zmarszczki. Lekko podkreśla suche skórki, ale naprawdę muszą to być mega suche placki! Powiedziałabym, że leciutko nawilża. Jednak co do trwałości. Szału nie ma. Po około 4 h zaczyna mi się błyszczeć nos, potem czoło. Ale! Podkład nie znika ze skóry! Nadal mamy ujednolicony kolor skóry i jest ona po prostu ładniejsza niż z natury. Krycie średnie. Zakrywa czerwone plamy, ale nie świeże pryszcze. Tutaj trzeba wklepać punktowo korektor i przypudrować. Używam pudru Bell transparent (ten co był kiedyś w Biedronce do kupienia) i dobrze współgrają. Śmiem twierdzić, że każdy puder by się ładnie łączył z tym BB.


Kolor jest z gamy jaśniejszych, ale nie całkiem bladych. Taki średniaczek.


Po rozprowadzeniu palcami. Jak widać skóra ma jednolity kolor, ale nie ma płaskiego matu. Widać moją bliznę od cholernego pudełka Lorus (takie zegarki :D ), do której rozprowadziłam BB. Jak widać ładnie stapia się z kolorem dłoni. Twarzy też. Ale nie kryje jak maska. Mi to nie potrzebne, a nawet by mi przeszkadzało. Wolę lżejsze podkłady. No i zwróćcie  uwagę na moje dwie blizny na górnym zdjęciu. Na dolnym jednej w ogóle nie widać, z druga jest zdecydowanie mniej widoczna, bo stanowi granicę rozcierania podkładu ;)

Na dzień dzisiejszy BB Snail Repair marki Mizon to mój codzienny ulubieniec. Naprawdę może raz na tydzień używam czegoś innego ;)


poniedziałek, 20 stycznia 2014

Recenzja - Maybelline Affinitone 24 h

Recenzja - Maybelline Affinitone 24 h
Z reguły wyśmiewam wszystkie podkłady z napisem 24 h, 48 h (!) nie inaczej było tym razem, ale skusiłam się tym, że skoro producent obiecuje nam 24 h to może podkład jest trwały, by chociaż na 8 godzin moją mieszaną cerę utrzymać w ryzach? Ech. Maybelline Affinitone 24 h  rozczarowanie roku 2013.


Obietnice producenta: (i tak się zaraz z nimi rozprawię)
Dla kobiet, które oczekują długotrwałego, odpornego na przenoszenie i emocje makijażu. Dzięki formule Micro - Flex podkład dopasowuje się do mimiki twarzy, gdy się uśmiechasz, płaczesz lub śmiejesz do łez. Nieskazitelna trwałość makijażu do 24h*. Odporny na działanie czynników zewnętrznych. Ochrona przed fotostarzeniem – zawiera filtr przeciwsłoneczny SPF 19/ Efekt: nieskazitelna trwałość makijażu do 24h*. * Test samooceny w grupie 102 kobiet.

Moja opinia:
Może zacznę od plusów. Krycie. Jak widać na zdjęciu krycie ma całkiem dobre. Nie robi maski, nie zbiera się w zmarszczkach i nie ściera się nierównomiernie. Łatwo go zmyć żelem do mycia twarzy. Opakowanie z pompką jest wygodne. Ale szybko się brudzi jak widać na zdjęciu. Koniec peanów.


Minusy. Cała reszta.
Dla kobiet, które oczekują długotrwałego, odpornego na przenoszenie i emocje makijażu. Co przepraszam? Guzik prawda. Po 3 godzinach wyglądam jak latarnia. Nie zdarza mi się przenosić makijażu do 24 h więc nie wiem jak to ma niby działać. Emocje? Cóż nie pamiętam, żebym płakała, ale skoro łatwo go zmyć żelem to i przy płaczu może puścić. Formuła bla bla... no okey w zmarszczkach się nie zbiera. Trwałość do 24.... skoro po 3 zaczynam się świecić i jak wracam do domu po 9 h z pracy to przepraszam, ale marzy mi się tylko jego zmycie, bo wyglądam jak .... Filtr SPF19 to dla mnie za mało. Nieskazitelny makijaż? No błagam... przecież zawsze pudruje podkład pudrem matującym i naprawdę nie pomaga. I najważniejsze! Zapycha jak cholera. Właśnie przez to jestem taka zła. Trwałość jakoś bym przełknęła. Nos można przypudrować. Ale kiedy zaczęłam go używać non stop miałam wysypy pryszczy. Mimo, że makijaż zmywam w 3 etapach. Przestałam używać i wszystko wróciło do normy. A i już nie wspomnę, że kolega z pracy powiedział mi, że blado wyglądam kiedy miałam go na twarzy... To co z tym dopasowaniem? Dobrze, że kupiłam go w promocji za 19,99 zł. Bo inaczej bym żałowała.


niedziela, 19 stycznia 2014

Recenzja - Flos-Lek krem do rąk zimowy

Recenzja - Flos-Lek krem do rąk zimowy
Ten krem przywędrował do mnie przypadkiem. Mój tato co jakiś czas przynosi kremy do rąk do domu. Niestety ma problemy z suchą, szorstką i pękającą skórą. Ale na szczęście zdaje sobie sprawę z tego, że istnieją kremy do rąk ;) Dlatego napiszę pare słów o Flos-Lek Krem zimowy do rąk i paznokci z keratyną i witaminą E. Przyznam szczerze, że to mój pierwszy pełno wymiarowy produkt do Flos-Lek.


Opis producenta:
Przeznaczony do ochrony i pielęgnacji spierzchniętych i nadmiernie wysuszonych dłoni. Przynosi natychmiastową ulgę. Doskonale chroni skórę rąk przed wysuszeniem. Zabezpiecza ją przed mrozem, wiatrem i wilgocią. Zawiera substancje odpowiedzialne za właściwe nawilżenie i natłuszczenie skóry. Wygładza skórę rąk, zmniejsza szorstkość, łagodzi podrażnienia. Poprawia wygląd paznokci - zmniejsza zdolność do ich rozdwajania i łamliwości. Ważne składniki: witamina E, witamina B5, alantoina, keratyna. 

Moja opinia:
Krem jest gęsty, konsystencja jest zbita. Ale to plus. Nie lubię wodnistych kremów do rąk. Myślę sobie wtedy, że i tak pewnie nie zadziałają. Jak zawsze krem pozostawia ochronny film. Może to niektórym przeszkadzać. Ja nauczyłam się z tym sobie radzić. Nawilżenie jest bardzo dobre. Jednak bardzo często myję ręce, więc efekt nie utrzymuje się zbyt długo. Tak do 2 myć czuję, że mam krem na rękach. Skóra dłoni robi się przyjemna w dotyku i miękka. Kremy zimowe mają to do siebie, że dobrze łagodzą podrażnienia i zaczerwienienia. Raz nawet zdarzyło mi się, że krem zastąpił rękawiczki! Sprawdza się :) Moim zdaniem 5 wydana na Wizażu jest odpowiednia. No i akurat mi przypadł do gustu zapach kremu.

sobota, 18 stycznia 2014

Testuję, testuję!

Testuję, testuję!
Przede wszystkim nowy telefon... ale zrobiłam dzisiaj pare zdjęć tego co aktualnie mam w użyciu. Możecie się spodziewać kolejnych recenzji. Przez jakieś dwa kolejne tygodnie non stop. Tak, tak aż tyle tego mam. Plus pewne rzeczy są sfotografowane, ale jeszcze potrzebuję czasu, aby ocenić przygodę z nimi ;) Sporo mam też pół-denek, czyli produktów, które chcę wykończyć, aby w końcu otworzyć nowe o takim samym działaniu!

Cóż pare zdjęć pokażę wam dzisiaj. Na co najbardziej czekacie?






Nie, nie to nie wszystko! I tak wiem, że tło jest monotonne, ale zwyczajnie nie chciało mi się latać z koszem kosmetyków i aparatem po całym domu. Wybrałam miejsce, gdzie można zrobić wyraźne zdjęcia ;)

piątek, 17 stycznia 2014

Recenzja - Perfecta antybakteryjna maseczka na twarz

Recenzja - Perfecta antybakteryjna maseczka na twarz
Powiem szczerze, że stwierdzenie maseczka na twarz jest... dziwne. Ale niech będzie dzisiaj o Perfecta - Antybakteryjna maseczka na twarz z wyciągiem z gruszki i glinką termalną do cery trądzikowej. Ogólnie jest to maseczka z serii: oczyszczające.


Opis producenta:
Maseczka głęboko oczyszczająca, która dzięki kombinacji aktywnych składników takich jak wyciąg z gruszki, krzem i glinka termalna dokładnie usuwa ze skóry zanieczyszczenia i nadmiar tłuszczu oraz skutecznie wysusza wypryski. Dodatkowo odblokowuje pory i zmniejsza ich widoczność, a także matuje skórę na wiele godzin. Maseczka ma silne właściwości nawilżające i wygładzające, dzięki czemu cera nabiera zdrowego kolorytu oraz staje się elastyczna i aksamitnie miękka w dotyku.

Moja opinia:
Maseczka wystarczyła na 2 użycia. Co mnie zaskoczyło? W opisie jest napisane, że jest tam glinka termalna, więc oczekiwałam podgrzania, ale nic takiego nie nastąpiło. Ładnie matuje na kilka godzin, nie zauważyłam wielkiego wpływu na pryszcze - czyli natychmiastowego wysuszenia, ale to co miałam mi się ładnie zagoiło w tygodniu, w którym używałam tej maseczki. Cóż zmniejszenia porów nie zauważyłam, ale może to następuje dopiero po kilku użyciach? Nawilżenia nie zauważyłam, ale z pewnością nie wysusza. I owszem  wygładza, cera jest śliczni wygładzona i mięciutka. No i najważniejsze! Zapach. Zapach ma bardzo przyjemny. Iście gruszkowy, ale taki podrasowany gruszkowy. Ja go lubię i znam go z innych produktów DAX. Chyba z peelingu albo żelu do mycia, bo któryś jest z gruszką, a któryś z arbuzem.

czwartek, 16 stycznia 2014

Paczka od Kolastyny!

Paczka od Kolastyny!
Cóż udało mi się w konkursie organizowanym przez Kolastynę wygrać to i owo. Nie spodziewałam się, że będzie tego aż tyle!


Dostałam:
Bodyslim - termoaktywne serum wyszczuplające w żelu
Refresh - żel do mycia twarzy
Moisture 20+ - krem do twarzy
Maseczki o twarzy: oczyszczająca i nawilżająca
Samoopalająca chusteczka do ciała i twarzy
Nawilżający balsam do ciała
Krem do stóp z pękającą skórą pięt
Krem do rąk.

Cóż aktualnie testuję żel wyszczuplający. Reszta sobie czeka w kolejce, ponieważ niedawno byłam na zakupach, więc chcę zużyć to co mam. Daty ważności są długie aż do 2016 roku! Przy czym większość produktów 12 miesięcy od daty otwarcia, dlatego mogą sobie poleżeć kilka tygodni.

Jedną maseczkę i krem oddałam mamie, więc recenzja będzie, ale z punktu widzenia 60+ :)
A chusteczka samoopalająca? Nigdy nie używałam, chyba zrobię test na nogach :)

wtorek, 14 stycznia 2014

Recenzja- Mizon snail recovery gel cream, czyli żel ze ślimaka

Recenzja- Mizon snail recovery gel cream, czyli żel ze ślimaka
Zamówiłam produkty Mizon ze ślimaczej serii chyba jakoś w październiku, ale w związku z rozbieżnymi opiniami z jakimi się spotkałam postanowiłam nic nie pisać na szybko. Oprócz dzisiaj opisywanego Mizon Snail Recovery Gel Cream mam jeszcze BB Cream i Foam Cleanser. Czyli taki podstawowy komplet. Dzisiaj opiszę to, co zauważyłam przy regularnym 1-2 razy dziennie żelu.

zdjęcie z google images

Opis producenta:
Mizon Snail Recovery Gel Cream jak nazwa wskazuje jest silnie regenerującym kremo - żelem polecanym dla osób, które zmagają się z przebarwieniami, bliznami potrądzikowymi, niedoskonałościami. Warto po niego sięgnąć gdy Twoja skóra jest zmęczona, ziemista, utraciła elastyczność. Ten krem o konsystencji żelu ma w swoim składzie 74% ekstraktu ze śluzu ślimaka, adenozynę oraz kwas hialuronowy. Nie zawiera barwników, parabenów oraz substancji zapachowych. 

Moja opinia:
Po pierwsze jak każdy azjatycki kosmetyk działa! Nie miałam jakiegoś wysypu gul, krost czy czegokolwiek, ale od czasu do czasu pokazują mi się krostki na żuchwie, czego nie miałam nigdy wcześniej. Z kolei wysypy okresowe - hormony cholera! Jak były tak są, ale mniejsze i szybciej schodzą. Mam też mniej czerwonych plam pozostałych po poprzednich krostkach, ale znikają one powoli. Nawilżenie jest, ale z suchymi skórkami nie daje rady. Za to zauważyłam działanie kwasu hialuronowego. Drobne zmarszczki mi się spłyciły. Na czole. Także coś tam działa. Używam żelu pod makijaż i nie zauważyłam minusów. I tak po paru h błyszczy mi się nos i czoło, i tak. Na noc również używam żelu. Czasem na policzki daje jeszcze inny krem i do tej pory nic mi się nie pogryzło. Ogólnie jestem zadowolona. Na tyle, że właśnie leci do mnie drugie opakowanie, bo to mi się kończy. Ale  po 3 miesiącach codziennego używania nie raz nawet po 3 razy to i tak jest dobrze.

niedziela, 12 stycznia 2014

Recenzja - Joanna Naturia odżywka z miodem i cytryną

Recenzja - Joanna Naturia odżywka z miodem i cytryną
Nie lubię miodu. Chyba, że mam chore gardło to wtedy herbatką z miodem i cytryną nie pogardzę, ale tylko wtedy! Kupiłam tę odżywkę, ponieważ była tania. Ot problem kiedy jest koniec miesiąca, a pensję się wydało w tydzień ;) Ale w sumie nie żałuję, że jej spróbowałam. Tylko, że następnym razem kupię ją dopiero w sytuacji kryzysowej. Dlaczego?


Co nam obiecuje producent?
Nowa odżywka Naturia powstała w oparciu o starannie dobrane składniki naturalne, które pielęgnują włosy farbowane, suche i zniszczone. 

Zawiera aktywne składniki naturalne: miód - znany ze swoich właściwości odżywczych oraz cytrynę, która posiada cenne witaminy i sole mineralne. 

Dzięki odżywce Naturia włosy są lepiej nawilżone i odżywione, stają się lśniące, miękkie i sprężyste, a ich końcówki są mocniejsze i mniej się rozdwajają. 

Moja opinia:
Te naturalne składniki to pic na wodę, a przynajmniej ja ich nie widzę. Owszem mam włosy farbowane, ale nie zauważyłam wpływu tej odżywki na kondycję włosów po farbowaniu, ani przed. Włosy są faktycznie miękkie, sprężyste i lśniące. Ale na końcówki nie działa. Odżywka ma bardzo rzadką konsystencję. Dosłownie się leje po rękach. Jednak jest to produkt bez spłukiwania, a więc powinna być lekka. I jest lekka, ale żeby rozczesać włosy po myciu musiałam nakładać jej bardzo dużo lub mniej i po spłukaniu (nie wierzę w odżywki bez spłukiwania) jeszcze spryskać odżywką w spray'u lub dać jedwab na końce, aby być zadowoloną. Zapach ma cudowny! Świeżość włosów? Tak z 2 dni. Tylko, że ja nie daję odżywek na skalp głowy, a zaczynam od ramion w dół. Jak ma się długie włosy to tak można :) Ale jakie pieniądze - 3,90 zł - taka odżywka. Dlatego dopiero, gdy mnie dopadnie kryzys finansowy kupię ją ponownie.

czwartek, 9 stycznia 2014

Recenzja - maseczka Avon Clear Skin głęboko oczyszczająca

Recenzja - maseczka Avon Clear Skin głęboko oczyszczająca
Czyli standardowo... nakładam 2-3 razy i nic, nakładam kolejny i mam poparzoną skórę. Dlatego recenzja będzie w wielkim skrócie.

Przedmiotem recenzji jest produkt Avon Clear Skin - pore penetrating - Black mineral mask.  Czyli jak nazwa wskazuje powinna to być maseczka z minerałami oczyszczająca pory i pozostawiająca czystą skórę.


Opis producenta:
Maseczka głęboko oczyszczająca pory zawiera mieszankę glinek mineralnych, które jak magnes przyciągają nadmiar sebum, oczyszczając i odblokowując pory. Zapewnia chłodzący efekt. Pozostawia gładką i oczyszczoną skórę. Zawiera składnik aktywny: Salicylic Acid 0,5%. Odpowiednia dla każdego rodzaju cery. Nie powoduje powstawania zaskórników. Testowana dermatologicznie. 

Moja opinia:
Pierwsze dwa, trzy nałożenia były okey. Maseczka jak zasycha trochę ściąga skórę i mimo, że wysycha na szaro to w miejscu rozszerzonych i brudnych porów pokazują się tłuste kropeczki. Matuje, pozostawia gładką i ogólnie nic więcej.

Natomiast przy kolejnym nałożeniu była mała katastrofa. Podczas trzymania maseczki na twarzy nie czułam nic dziwnego. Natomiast gdy ją zmyłam szybko okazało się, że mam mocno zaczerwienione czoło, jeszcze mocniej policzki, nos i brodę. Tak jakbym się na słońcu opalała dobre 8 godzin... Czyli albo maseczka jest za mocna dla mojej skóry (Salicylic Acid?)  albo mam uczulenie na czarne glinki... po zielonej mi nic nie było, ale po czarnej ( i minerałach morza martwego) już miałam raz poparzenia. Znaczy może nie do końca poparzenia, ale czerwoną twarz w cętki, zawijasy i lekko opuchniętą.

Podsumowanie:
Zapowiadało się dobrze, a skończyło się źle. Nie polecam.


środa, 8 stycznia 2014

Recenzja - Mrs Potter's ekspresowa odżywka bez spłukiwania

Recenzja - Mrs Potter's ekspresowa odżywka bez spłukiwania
Lubię mieć odżywki w spray'u pod ręką. Gdy mam problem z rozczesaniem włosów jest to jedyny ratunek, dlatego zawsze mam coś w kosmetyczce. Tym razem wybrałam markę, którą sporo blogerek chwali, a której ja produktów nigdy nie miałam. Tadam Mrs. Potter's ekspresowa odżywka bez spłukiwania z imbirem.



Opis producenta:
Odżywka do włosów osłabionych i wypadających zawiera ekstrakt z imbiru, który wzmacnia cebulki włosów i przeciwdziała procesom starzenia się skóry głowy oraz D - pantenol wspomagający odbudowę struktury włosów. Składniki pielęgnujące zawarte w odżywce ułatwiają rozczesywanie i stylizacje włosów, nie obciążając ich. 

Moja opinia:
Produkt mam gdzieś od października i jak widać nawet połowy nie zużyłam, więc jest wydajna. Ale nie używam jej przy każdym myciu tylko czasami. Ma cudowny zapach. Takie słodki imbirowy. Nie zauważyłam, żeby włosy przestały wypadać, ani żeby były mocniejsze. Może przy regularnym stosowaniu... Ogólnie włosy się łatwiej rozczesuje już po jednym psiknięciu. Do tego mają potem cudowny zapach i są miękkie i lśniące. Jako odżywka dodatkowa jest okey, jakbym używała tylko jej byłam bym jednak zawiedziona.

wtorek, 7 stycznia 2014

Recenzja - Lovely Fast Dry tusz do kresek

Recenzja - Lovely Fast Dry tusz do kresek
Jak pewnie wszyscy już zauważyli wolę postawić na kosmetyki pielęgnujące niż kolorowe. Owszem mam paletę Sleeka, kilka podkładów i BB, pudry, cienie i tusze do rzęs, ale nie umiem się ładnie umalować niestety. Wystarcza mi BB cream, puder matujący i tusz do rzęs. Ale zachciało mi się kresek i właśnie o tym teraz będzie. Szybkoschnący eyeliner - tusz do kresek - Lovely Fast Dry.



Opis producenta:
Nowa formuła long- lasting, wyjątkowo głęboki odcień czerni. Szybko wysycha i łatwo się aplikuje, dzięki specjalnemu pędzelkowi. 

Moja opinia:
Pędzelek owszem jest dobry w użyciu. Tusz zasycha w kilka-kilkanaście sekund. Nie odbija się na powiece. Ma naprawdę czarny kolor. Trzyma się ładnie przez kilka godzin. Ogólnie dla mnie pierwszaczka w robieniu kresek jest to naprawdę fajny produkt. Można stopniować grubość kresek bez problemu. Pędzelek jest miękki, ale dokładny. Mimo, że nie mam wprawy. Można nim pracować na szybko, gdy mamy 5 minut do wyjścia jak i przy lepszym makijażu. Nie nakładałam go na bazę, ale bez tego wytrzymałość ma dobrą. Zmywanie też nie sprawia problemu. Woda i żel do mycia albo płyn micelarny i nie ma po nim śladu.

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Recenzja - Nivea Wash Off żel do mycia twarzy

Recenzja - Nivea Wash Off  żel do mycia twarzy
Jak zwykle nie wiem co wpisać w nazwie... na etykietce jest za dużo nazw i słów: Nivea Pure Effect Wash Off żel do mycia twarzy... no i to chyba wszystko co można uznać za nazwę.


zdjęcie: nivea.pl
Obietnice producenta:
NIVEA® pure effect wash off żel do mycia twarzy zawiera beztłuszczową formułę, wzbogaconą morskimi minerałami, która pomaga zapobiegać powstawaniu zanieczyszczeń działając na dwa sposoby:



  • skutecznie usuwa pozostałości makijażu i nadmiar sebum
  • łagodnie oczyszcza skórę, nie wysuszając jej
Produkt przebadany dermatologicznie.
Skóra jest oczyszczona i przyjemnie gładka. Produkt niekomedogenny (nie zatyka porów).


Moja opinia:
Trochę trwało zanim żel wyzionął ducha, więc jest zdecydowanie wydajny. Używałam go (dzisiaj się skończył uf uf) jako pierwszego produktu do mycia. Zarówno rano, jak i wieczorem do zmycia makijażu. Do umycia czystej skóry jest dobry, ale ze zmywaniem makijażu sobie nie radzi i trzeba użyć jeszcze innego produktu. Po drugie wysusza, ba nawet suche skórki mi się zrobiły... skóra jest po nim ściągnięta, ale gładka. Kontroli sebum nie zauważyłam. Cóż pory też są zatkane tak jak były, nie gorzej. Jednak za wysuszanie podziękuję. Nie kupię go więcej.

sobota, 4 stycznia 2014

Recenzja - żel pod prysznic Original Source Golden Pineapple

Recenzja - żel pod prysznic Original Source Golden Pineapple
Możecie się śmiać, ale żel pod prysznic z letniej edycji limitowanej skończył mi się dopiero dzisiaj :) To się nazywa oszczędność. Ale prawda jest taka, że preferuję kąpiel w wannie niż szybki prysznic. Dlatego tak długo to trwało. Szczerze mówiąc to mi trochę było szkoda zużywać Original Source Golden Pineapple, czyli dojrzałego ananaska, bo miał piękny, ananasowy zapach!



Opis producenta:ORIGINAL SOURCE GOLDEN PINEAPPLE, ugasi nawet letnią gorączkę. Apetyczny ananas prezentuje porywające właściwości ukryte w butelce soczyście żółtego i pobudzającego żelu pod prysznic. Już po pierwszym użyciu żelu, w Twojej łazience nastąpi eksplozja letniego orzeźwienia. Zapach słodkiego ananasa przeniesie Cię w egzotyczne zakątki. To idealny żel pod prysznic na upalne, letnie miesiące. Uważaj bo ten wariant może być cenniejszy niż złoto. No, takie cuda to tylko z żelami pod prysznic Original Source.

Moja opinia:

Zapach! Ma cudowny zapach dojrzałego ananasa.... ale zapach na skórze utrzymuje się bardzo krótko. Dla mnie minus, ale osoby, które rano biorą prysznic i potem używają perfum lub balsamów perfumowanych powinny to jakoś przeboleć ;) Biorąc pod uwagę, że żel ten kupiłam jakoś pod koniec wakacji jest on naprawdę wydajny. Lepiej się sprawdza wylany i rozpieniony na myjce niż rozprowadzany dłońmi. Nie przesuszył mojej normalnej skóry i nigdzie nie zauważyłam podrażnienia. Jak dla mnie po prostu dobry żel pod prysznic. Na pewno jeszcze chętnie kiedyś sprawdzę inne edycje limitowane, bo jak do tej pory żele Isana to moje faworyty.


piątek, 3 stycznia 2014

Recenzja - Sun Dance Mattierendes apresfluid

Recenzja - Sun Dance Mattierendes apresfluid
Czyli coś co kupiłam przypadkiem sugerując się pojemnością i kropelką z plusem ;) Otóż w wakacje moje ramię uległo poparzeniu słonecznemu. Wchodząc do drogerii DM, gdzie na opakowaniach były napisy po słoweńsku lub niemiecku miałam mały problem. Sugerując się swoim bardzo łamanym słoweńskim i obrazkami doszłam do wniosku, że na oparzenie ulgę przyniesie mi Sun Dance Mattierendes Apresfluid. Okazało się, że miałam prawie rację, ponieważ jest to produkt do stosowania po opalaniu na twarz i dekolt w celach chłodzących i normalizujących po opalaniu. Tak wiem jest środek zimy, a ja o słońcu i opalaniu :)



Opis producenta:
Intensywnie nawilżający krem, harmonizujący skórę. Pomaga zachować napięcie i elastyczność. Nadaje aksamitną miękkość skórze. Szybko się wchłania i nie pozostawia śladów. Nadaje się jako baza pod makijaż. Przebadany dermatologicznie. Bardzo lekka konsystencja. 24 godziny nawilżenia i zmatowienia skóry.

Moja opinia:
Cóż te 24 godziny to przesada, ale faktycznie matuje twarz. Pod makijaż nie używałam. Skóra jest nawilżona i po prostu jej lepiej. Aksamitna miękkość też się zgadza. Do tego krem jest w formie rzadkiego fluidu przez co bardzo szybko się wchłania. Jako kompres dla skóry po opalaniu jest w sam raz, ale na moje oparzone ramie już nie... znaczy łagodził i nawilżył, ale nic więcej. Gdzieś jeszcze czytałam, że chłodzi... ale to chyba jak się go do lodówki włoży i wyjmie do użycia ;)



czwartek, 2 stycznia 2014

Twój perfekcyjny angielski

Jak już wspominałam w poprzednim poście bardzo chciałabym w tym roku nauczyć się słoweńskiego. Póki co znam łącznie jakieś 10 słów i zwrotów plus mnóstwo znam tylko ze słuchu. Ogólnie rozumiem co ktoś do mnie powie w tym języku. Nie po słowach, ale z kontekstu, ze skojarzeń i ogólnie intuicyjnie. To język bardzo podobny do naszego i jeśli zaczniemy mówić bez ł z użyciem większej ilości sz i cz to nawet polski zabrzmi po słoweńsku.

Ale post miał być o angielskim. Uwielbiam ten język, jednak mój poziom kiedyś dość wysoki (B2 - FCE) teraz spadł zdecydowanie, ponieważ używam tylko angielskiego do pisania ze znajomymi, a tu przecież górnolotne słowa mi nie są potrzebne, więc wielu rzeczy udało mi się zapomnieć. Jednak bardzo potrzebny mi jest ten język i to w ciągu 2 miesięcy muszę zdecydowanie poprawić swoją angielszczyznę.

Na kurs nie mam czasu, oglądam seriale po angielsku, ale tutaj mogę tylko poprawić swoją wymowę. Potrzebna mi jest jeszcze umiejętność poprawnego pisania. Na kurs niestety nie mam czasu, ale szperając w sieci w poszukiwaniu metod szybkiej nauki znalazłam innowacyjny projekt Olive Green - http://olivegreenthemovie.com/pl/

O co chodzi? Punktem przełomowym w nauce języka angielskiego zostało stworzenie metody, która łączy w sobie interaktywny film, grę komputerową oraz aplikację multimedialną. Wydawnictwo SuperMemo World bardzo się postarało, aby zrobić coś nowoczesnego, co trafi do ludzi młodych, którzy chcą opanować ten język bardzo szybko, ale perfekcyjnie. Toć to dla mnie! Nauka przez zabawę to nie tylko dobre rozwiązanie dla dzieci. Przecież my też nie lubimy się nudzić czy uczyć na siłę.

Projekt Olive Green jest bardzo ciekawy. Jest to film fabularny z nutą kryminału. O czym jest fabuła? Nieudana kradzież, rodzinne sekrety, wiele wątków plus romanse. Tak opisywany jest film. Jak dla mnie fanki Pretty Little Liars brzmi świetnie! Jednak oprócz filmu jest jeszcze gra komputerowa. Cóż grać nie lubię - nie dotyczy farmy na FB - ale tutaj zaciekawiło mnie jak można nauczyć się angielskiego grając. Producent oferuje nam możliwość wcielenia się w różne postacie od nastolatka po gangstera. Skoro zachowujemy się jak dana postać to musimy myśleć jak ona - najlepiej po angielsku, a więc może nam to pomóc.

Dla kogo skierowany jest ten projekt? Dla początkujących jak i dla zaawansowanych. Czyli dla wszystkich, którzy chcą skutecznie się nauczyć języka obcego.

Jak to ma działać? Przede wszystkim chodzi o to jak funkcjonuje nasza pamięć. Dzisiaj nasz mózg odbiera bardzo dużo informacji, zbyt dużo by je dobrze przyswoić i zapamiętać. A my jeszcze chcemy się czegoś nauczyć. SuperMemo znalazło sposób, aby wpłynąć pozytywnie na nasz proces zapamiętywania. Sprawdzili co pobudza naszą pamięć i co powoduje, że wiedzę przyswajamy.

Film i gra będą niedługo dostępne. Przyznam, że czekam niecierpliwie, ponieważ film czy gra na scenariuszu kryminału mnie zaciekawiły. Nie wiem jak to będzie działać, ale na pewno jest to ciekawszy sposób nauki niż fiszki. Według SuperMemo istnieje odpowiedni algorytm, dzięki któremu można trwale zapisać w swojej pamięci język obcy. Bardzo spodobała mi się nazwa "krzywa zapominania". Dzięki tej teorii powinniśmy być w stanie w miesiąc opanować podstawy języka obcego.

Co ciekawe nauka ta została potwierdzona i zbadana przez naukowców. Nie ma się co bać innowacyjnych rozwiązań, skoro nawet specjaliści uważają je za odpowiednie dla ludzkiego mózgu.

A wy? Macie jakieś sprawdzone metody?


środa, 1 stycznia 2014

Podsumowanie roku 2013

Podsumowanie roku 2013
Rok 2013 był bardzo intensywny. Blogowo mniej, ale cóż są rzeczy ważne i ważniejsze. Wszystkie kosmetyki, które wpadły mi w oko zdołałam opisać. Te które wypadły gorzej nie dostąpiły tego zaszczytu. Całkiem przypadkiem zrobiłam sobie śmietnik na blogu przez co ucierpiały mi statystyki, ale to już nie wasza sprawka tylko moja. Albo dobra wasza! Wchodzić mi tu częściej i komentować ;)

Naprawdę był to bardzo intensywny rok... Tylu koncertów w życiu razem nie zaliczyłam jak w samym 2013.
Wiosenna trasa Siddharty - 4 koncerty. Czerwiec - 2 cudowne koncerty Siddharty z orkiestrą symfoniczną, koncert Tide i World:Within.



Zwiedziłam: Wrocław, Warszawę, Kraków, Katowice, Bielsko-Białą. Znowu byłam w Słowenii - zwiedzając Bled, Piran, Maribor i stolicę Ljubljaną.



Zmieniłam pracę ze zleceń na pełny etat i w końcu kupiłam auto. Zostałam menedżerem zespołu Down of a Golden Age i praktycznie rzuciłam studia. Kiedyś się w końcu obronię. No dobra w tym miesiącu się obronię.



Ale to tak życiowo. Teraz bardziej kosmetycznie. Odkryciem roku pozostaje dla mnie seria kosmetyków  ze śluzem ślimaka firmy Mizon. O tak recenzji jeszcze nie było, ale niedługo będzie.

P.S. Jakie macie postanowienia noworoczne?
U mnie standardowo: schudnąć, nauczyć się porządnie języka słoweńskiego i poprawić angielski... o tym ostatnim będzie kolejny post ;)
Copyright © 2016 N. o kosmetykach , Blogger