Ostatnio piszę na blogu jakbym chciała, a nie mogła. Fakt faktem studia dzienne, praca, angielski do egzaminu FCE i miliard innych spraw na głowie zmuszają mnie do spędzania czasu w mniej atrakcyjny sposób niż blogowanie... akurat leci sobie livestream koncertu MUSE, więc jednym okiem oglądam, drugim piszę na blogu... Ostatnio wiele się działo. Zaliczyłam najlepszy koncert świata. Mam nowe ambitne plany zawodowe i przede wszystkim wiem co chcę robić w życiu... jak znam siebie i tak jeszcze plany ze 3 razy zmienię do końca studiów. W sumie to zamiast bloga powinnam pisać pracę dyplomową, ale jakoś tak sami wiecie ahaahhaha :)
______________________________________________________________
Miało być o peelingach, a więc i będzie. Oprócz tych naturalnych czyli z fusów z kawy, soli, czy cukru używam też peelingów gotowych. Ostatnio nabrałam ochoty na kosmetyki z Ukrainy co skończyło się paczka upapraną odżywką do włosów... (całe szczęście dobrą! Recenzja wkrótce.) Jednak przyszedł też do mnie właśnie zamówiony peeling.
(zdjęcie pochodzi ze sklepu internetowego, na którym ten produkt kupiłam)
Jest to Ekolla peeling do twarzy brzoskwinia i migdał. Omnomnom ten zapach! Naprawdę pachnie pięknie migdałowo.
Dlaczego to mój ulubieniec?
Po pierwsze nie wysusza, a nawilża. Zawiera między innymi olej z pestek brzoskwini, który zmiękcza i chroni skórę, zapewnia miękkość i delikatność działania peelingu. Odżywia skórę w lipidy, niezbędne do szybkiej odbudowy skóry. Naturalne ekstrakty krymskich roślin (z owoców drzewa poziomkowego i dzikiej róży, kwiatów rumianku i pierwiosnka) dostarczają skórze substancje niezbędne do zwalczania skutków starzenia. I dlatego skóra jest gładka, jedwabista i mięciutka po peelingu. Zero uszkodzeń skóry! Nawet nie ma podrażnień w miejscach mojego "czołowego wysypu" (przypis: wysyp mam od okresu nie od tego produktu!). Produkt na pierwszy rzut oka ma kolor i postać białego, rzadkiego kremu z drobinkami. Jednak rozprowadza się po twarzy bajecznie i zdziera naprawdę delikatnie, ale skutecznie.
Producent obiecuje nam, że preparat:
-delikatnie usuwa martwe komórki z powierzchni skóry,
-zapewnia odbudowę skóry,
-stymuluje procesy regeneracje,
-polepsza koloryt skory.
Na pewno jest to dobry zdzierak, który mimo wszystko jest delikatny, a więc nie ma co odbudowywać i regenerować. Polepszenia kolorytu nie zaobserwowałam, ale być może na skutek używania toniku o efekcie wybielania przebarwień (o tym też innym razem!)
Skład INCI: aqua, isopropyl myristate, , Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, cetearyl octanoate, mineral oil, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Seed Meal, glycerine, ceteareth, cyclomethicone, methylparaben, carbomer, parfume, Prunus Persica (Peach) Kernel Oil, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil , disodium edta, sodium hydroxide, boa, bronopol, propylparaben, panthenol, Arbutus andrachne extract, Robinia Pseudoacacia Flower Extract, Chamomilla Recutita (Chamomile) Flower Extract, Calendula Officinalis Flower Extract, Rosa canina Fruit Extract, Primula Veris Extract.
Podsumowując: POLECAM!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując posty na blogu wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych, które są między innymi wykorzystywane w analizie statystyk poprzez Google Analytics, Google AdSense i technologię Blogger.
Blog nie zbiera w sposób automatyczny żadnych informacji, z wyjątkiem informacji zawartych w plikach cookies.